Marcin Kędryna Marcin Kędryna
1796
BLOG

Alleluja i do przodu

Marcin Kędryna Marcin Kędryna Rozmaitości Obserwuj notkę 15

W zeszłym roku byłem na prezentacji samochodów pewnej francuskiej marki. Prezentacje samochodowe zawsze wyglądają podobnie – przyjazd, konferencja prasowa, kolacja, picie, następnego dnia jazdy testowe. Dziennikarz motoryzacyjny musi mieć naprawdę dobrze działającą wątrobę, by w ciągu paru godzin pozbyć się z krwi alkoholu – utrata prawa jazdy, czy więzienie bardzo by mogły utrudnić pracę.

Doświadczenie mówi, że im krótsza i konferencja, tym lepszy samochód. W tym przypadku było inaczej, ale po kolei. Kwartet smyczkowy, spektakl światło i dźwięk, brakowało chyba tylko żonglujących słoni. Później przemówienia. Dość dziwnej jak na dzisiejsze czasy treści. Samochody są NAPRAWDĘ wysokiej jakości. Używamy PRAWDZIWEGO aluminium, PRAWDZIWEJ stali. Wrażenie było takie, że przemawiający byli tak zdziwieni tym, że ich firma próbuje robić porządne samochody, że musieli się z kimś tym zdziwieniem podzielić.

Inna sprawa, że próby zrobienia przez Francuzów porządnego samochodu przypominają historię mauzoleum Teodoryka w Rawennie. Jego budowniczowie naoglądali się antycznej architektury, niestety nie potrafili zbudować kopuły, więc przykryli mauzoleum na kształt kopuły obrobionym kamieniem.

Ale co właściwie dziwnego w tym, że jakaś francuska firma próbuje zrobić porządnie samochód?

Otóż to, że większość europejskich producentów próbuje nam sprzedawać wszystko, tylko nie samochody. Sprzedaje nam opowieści o ekologii, bezpieczeństwie, pięknych widokach, i mnóstwie innych rzeczy.

Jakiś czas później poleciałem na Sycylię na premierę samochodu niemieckiego. Nawet bardziej niż niemieckiego.. Podróż z przygodami, bardzo poszerzająca horyzonty.

Po pierwsze: utwierdziłem się w przekonaniu, że w TVN pracują również porządni konserwatyści.

Po drugie, że kryzys we Włoszech to jakaś ściema (daj mi Panie Boże taką biedę sycylijską, w miejsce sukcesu wtedy tak rozgłaszanej „zielonej wyspy”).

Po trzecie na wieczornym pijaństwie poznałem Łotysza, zresztą polskiego pochodzenia.

Tak się zagadaliśmy, że zostaliśmy sami (my dwaj, czarnoskóry kelner i nieograniczona ilość alkoholu). Łotysz zrobił mi krótki kurs historii swojej ojczyzny. Do końca życia pamiętał będę, że w 1939 r. było ich dwa miliony. Kiedy odzyskali niepodległość w 1991 został milion. Powiedział też, że gdyby ich było, jak Polaków, milionów prawie czterdzieści, Rosjanie nie mogliby spać spokojnie.

Obiecałem mu, że wszystkim będę opowiadał o tym, że Sowieci wykończyli połowę z nich. Również dlatego teraz o tym piszę. Na koniec – nie bójmy się tego słowa – pijani staliśmy nad huczącym morzem i płacząc co rusz padaliśmy sobie w ramiona obiecując, że kiedy Ruskie ruszą jeden stanie obok drugiego, bo jeżeli my o sobie zapomnimy, nikt inny nam nie pomoże.

Takie rzeczy tylko na prezentacjach luksusowych marek.

Kilka godzin wcześniej prezentacja samochodu trwała kwadrans. Trzech panów wyszło, powiedziało, że zrobili nowe auto, opowiedziało kilka szczegółów technicznych i zostawiło nas z samochodem. Nikt nie mówił, że samochód jest NAPRAWDĘ wysokiej jakości, bo dla wszystkich oczywiste było, że tak jest.

Z czego to wynika? Z etyki. Niemiecki, w tym przypadku bawarski inżynier wie, do czego służy samochód. Wie, że ludzie nie kupują aut po to, żeby uratować planetę, tylko dlatego, żeby się po niej poruszać. Wygodnie, bezpiecznie, czerpiąc z tego satysfakcję. Że projektując będzie się starał, by jego samochód miał jak najmniejszy wpływ na środowisko i był jak najbardziej ekonomiczny – to rzecz dodatkowa.

Jak to jest możliwe, że w Niemczech wciąż wbrew zaleceniom Komisji Europejskiej na autostradach nie ma ograniczenia prędkości? Zapytajmy raczej, dlaczego inne kraje tak na ograniczanie prędkości naciskają. Niemieckie autostrady do najlepszych nie należą. A jakoś nie słychać, żeby się tam odbywał armagedon. Więc o jakość dróg raczej nie chodzi.

Umiejętności kierowców? Coś w tym może być. Słyszałem o obywatelu Szwecji, który jechał z Gdańska dwieście kilometrów przez sześć godzin, bo nie potrafił wyprzedzać. Kierowca z trzydziestoletnim stażem.

Ale Szwecja to bardzo specyficzny kraj. Poczyta człowiek kryminały, od razu wie, że i z faszyzmem się jeszcze nie rozliczyli, a jak do teatru pójdzie – to się dowie, że tam w tych rodzinach to dziwnie bywa.

Druga sprawa, to wpływy budżetowe. Wieziony kiedyś byłem przez Austrię w kolumnie samochodów. Kierowcy, jedni z lepszych, z jakimi miałem w życiu do czynienia, przekraczali dopuszczalną prędkość o dobre 60 km/godz. Austria znana jest z dotkliwości drogowej policji. Kierowca zapytany, czy się nie boi mandatu odpowiedział, że wszyscy w kolumnie zawodowo są policjantami. Powiedział, że to prawda, że austriacka policja jest bezwzględna. Ole chodzi o prostą rzecz – pieniądze dla budżetu. Nie bezpieczeństwo, czy cokolwiek innego. Po prostu: pieniądze. Powiedział też że uważa, że wyższy limit prędkości zwiększył by bezpieczeństwo i bardzo dobrze to uzasadnił. Ale to też nie najważniejszy powód. Nie wszędzie policja jest aż tak dotkliwa.

Wyobraźmy sobie, że nasz kraj produkuje samochody. Te samochody nie są najlepsze, ale nasze. Mamy świadomość, że zupełnie się nie nadają do szybkiej jazdy. Ale chcemy je sprzedawać. Powinniśmy pracować nad poprawieniem ich jakości, ale po co wymyślono marketing? Wytłumaczymy klientom, że nasze auta są specjalnie dla nich stworzone.

Niestety nie wytrzymują konkurencji lepszych samochodów produkowanych za granicą. Zwłaszcza przy szybkiej jeździe. Co tu robić? Mamy ministra spraw zagranicznych, mamy swoich ludzi w Brukseli. Zakażmy jeździć szybko – wtedy może nikt nie rozpozna, że nasze samochody nie są tak dobre jak opowiadamy.

Stary, rasistowski dowcip brzmi: dlaczego niemieckie samochody są lepsze od francuskich? Bo Turcy pracują lepiej niż Arabowie. Kiedyś to było nawet śmieszne. Dziś już chyba nie.

Uważam, że niemieckie samochody są lepsze od francuskich, bo za niemieckie są robione porządnie. Zgodnie z etyką.

Francuskie nie.

Francuzi używają polityki do walki z motoryzacyjną konkurencją. A jak im się uda zrobić porządne auto – sami się dziwią. Swoją drogą najlepszy francuski samochód, jakim kiedykolwiek jechałem produkowany jest w Austrii.

Najlepsze niemieckie samochody to Audi, BMW, Mercedes i Porsche. Audi i BMW to firmy bawarskie.

Jak powszechnie wiadomo Bawaria to kraj katolicki. Jeżeli do tych dwóch marek dołożymy francuski robiony w Austrii – też katolickiej, możemy powiedzieć, że większość najlepszych samochody robią… kto? No? Tak! Bardzo dobrze. Katolicy.

Może to trochę naciągane, ale w zbożnym celu.

Cóż, Si deus nobiscum, quis contra nos.  


Tekst ukazał się w przedostatniej „Frondzie”.
Muszę przyznać, że nie rozumiem dlaczego red. Warzecha tak się tej „Frondy” czepia.
Zazdrości, czy co?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości