Moje pokolenie jest przeklęte. To za naszego życia powstała najgorsza muzyka świata. Uważam, że nie ma bardziej klejącego się do mózgu, psującego gust – excusez le mot – gówna, niż polski pop z przełomu lat 80. i 90.
Bardzo chciałem posłuchać debaty sejmowej po tym, kiedy premier Donald Tusk złożył wniosek o wotum zaufania. Niestety żadna ogólnopolska rozgłośnia radiowa jej nie transmitowała. Na osiem, w których zasięgu byłem, pięć puszczało polski POP. Więc zamiast być świadkiem – jak czytam – najważniejszego wydarzenia politycznego w ostatnich kilkunastu latach Polski, mogłem śpiewać przeboje zespołu Lady Pank.
Jeden z liderów tego zespołu kupił sobie ponoć na początku lat 90. mercedesa klasy S. Strasznie na niego narzekał, wszystko mu nie pasowało, dopóki któryś z pasażerów nie wyłączył ogrzewania siedzenia kierowcy, które w połączeniu z upalnym akurat latem i permanentnym kacem nie tyle odbierało przyjemność jazdy, co zamieniało ją w udrękę.
Ja – Bogu dzięki – wiem jak sterować ogrzewaniem foteli i choć najnowszy mercedes klasy S jest dużo bardziej skomplikowany niż modele sprzed ćwierćwiecza, potrafiłem go jakoś ogarnąć.
Wsiadałem do auta zainfekowany stereotypem – o, esklasa, wymarzony samochód prywatnej inicjatywy. Bardzo szybko się z tego stereotypu wyleczyłem – prywatnej inicjatywy raczej nie stać na kierowcę, a w przypadku tego auta właścicielowi nie bardzo wypada siedzieć za kierownicą, bo ktoś może go wziąć za szofera. W tym mercedesie miejsce właściciela jest z tyłu.
Ale kierowca nie ma co narzekać. Może jeździć takim samochodem i jeszcze mu za to płacą. Jest czego zazdrościć.
Nie będę opisywał wyposażenia czy osiągów samochodu, choć może podzielę się jedną właściwie bezużyteczną informacją: ten – jakby nie patrzeć – wielki samochód potrafi spalić mniej niż sześć litrów na sto kilometrów. Dokładnie 5,6 litra przy 900 km trasy ze średnią prędkością 78 km/godz. Bogatemu to i byk się odcięli.
Premier, jak wiadomo, wygrał sejmowe głosowanie, ja wróciłem do Warszawy. Na jednokierunkowej ulicy dojechałem do blokującego ją samochodu Straży Miejskiej. Stanąłem, system auto-stop wyłączył silnik. Stoję. Zauważył mnie miejski Strażnik. Stoi i myśli. Podszedł. Otworzyłem okno. – Bardzo pana przepraszam, ale będziemy blokować tę drogę jeszcze przez dwadzieścia minut. Zaraz przyjedzie drugi radiowóz, stanie na początku i koledzy będą informować kierowców, że nie ma przejazdu.
Takie rzeczy tylko w mercedesie klasy S.
Komentarze